Jak utrzymać dietę w podróży

Jako, że często zdarza mi się podróżować. Czy to rekreacyjnie czy zawodowo. Wypracowałem pewien zestaw sposobów jak utrzymać dietę w podróży. Dzięki tym metodom nie wracam już o kilka kilo większy jak miało to miejsce w przeszłości. Często wręcz sylwetka się poprawia, a waga spada o 1-2 kg. Pomimo tego, że nie kontroluje ilości spożywanych kalorii. Jem to na co mam ochotę. A kieruję się kilkoma prostymi zasadami. Oto i one:

 

  1. Chodzenie, chodzenie, dużo chodzenia- jest to podstawa każdego wyjazdu. Chodzę wszędzie gdzie się da. Często jestem podekscytowany nowym miejscem i od samego rana nie potrafię usiedzieć na miejscu. Po prostu mam ochotę chodzić i chłonąć otoczenie. Jest to też najlepsza metoda na zwiedzanie i poznawanie urokliwych miejsc i zakamarków. Schodzenie ze szlaku, w małe podwórka i uliczki. Rozmowa z napotkanymi ludźmi.
    Często rano jak jeszcze wszyscy śpią wychodzę do sklepu po śniadanie, nad morze, rzekę, czy na spacer w góry. Nie lubię spać do późna więc wstaję kiedy czuję, że jestem wyspany. Dzięki temu nie marnuję połowy ranka kręcąc się i wiercąc w łóżku.
    Natomiast jeżeli jestem gdzieś służbowo to zawsze wracam pieszo ze szkoleń, konferencji i innych wydarzeń do mojego hotelu czy wynajętego pokoju. Czasami tym sposobem potrafię zrobić nawet 10km!


  2. Każda dodatkowa aktywność- na co dzień mam kilka swoich poranny zestawów ćwiczeń. Są to przeważnie pompki, przysiady, wyprosty, podciągania, wszelkiego rodzaju wymachy, deski czy rozciąganie. Jeżeli jest chwila czasu to nie marnuję jej staram się zrobić przynajmniej kilka powtórzeń. Zawsze nawet kilka ćwiczeń jest lepsze niż ich całkowity brak. Sylwetka po porannej dawce ruchu też jest lepsza, a rozciąganie pomaga szczególnie jeśli dużo się chodzi. Natomiast jeżeli jestem nad morzem lub jeziorem to nigdy nie ominę okazji aby wskoczyć i sobie intensywnie popływać. Trochę kraulem, trochę motylkiem, na plecach, żabką. Wskoczyć w wzburzone fale oceanu… Natomiast będąc w hotelu często do dyspozycji jest siłownia i basen. Wtedy nawet 15-20 min potrafi poprawić samopoczucie i dać kopa do dalszego działania. W odróżnieniu od przewracania się w łóżku na drugi bok.

  3. Wybieram często wegetariańskie posiłki- zauważyłem, że jest to dużo bezpieczniejsza metoda aby zjeść smacznie, do syta i nie przesadzić z ilością. Porcja warzyw strączkowych jak fasolka, cieciorka czy soczewica daje niesamowite uczucie sytości. Do tego porcja warzyw, czasami jajecznica i w szybki sposób można zjeść smacznie i zdrowo. Z reguły jeżeli jem pieczywo czy makarony to staram się ograniczyć ilość tłuszczu (ale tak w miarę rozsądku, jeżeli mam ochotę na francuski ser pleśniowy będąc we Francji to sobie go nie odmówię). Jednak nie polewam makaronu czy pizzy dodatkową porcją oliwy tylko dlatego, że jest na stole. Pieczywa natomiast nie smaruję masłem. W hotelowych restauracjach natomiast często ograniczam ilość węglowodanów na rzecz warzyw. Niewielki wysiłek, a duże korzyści.

  4. Staram się też nie przejadać aż nadto- posiłki objętościowo jem podobne jak na co dzień. Czasem pierwsze dwa dni są momentem kiedy faktycznie jem więcej. Organizm ma taką potrzebę i jestem teraz tego w pełni świadomy ciesząc się tą chwilą. Dzięki temu nie robię sobie później wyrzutów sumienia. Jednak po unormowaniu się poziomu hormonów takich jak leptyna (odpowiadająca za uczucie sytości), w późniejszym okresie już nie mam ochoty na większe wybryki. Widać jak organizm sam dąży do równowagi, więc jeżeli wcześniej miałem deficyt kaloryczny to potrzeba jest tych dwóch dnia aby wszystko się unormowało. Później posiłki są już mniejsze i rzadsze. Szczególnie jeżeli jest ciepło i cały czas jest się w ruchu to po prostu nie ma się ochoty na duże ilości jedzenia. Nie jem też na siłę. Jeżeli wieczorem czuję, że kolacja nie jest mi potrzebna to mogę zaspokoić się owocami albo winem jeżeli jest to urlop.

  5. Dbam o to aby nie podjadać pomiędzy posiłkami- lepiej jest zjeść do syta 2-3 razy dziennie, niż cały czas gdzieś coś podgryzać (a na wyjazdach o to jest nie trudno). Jeżeli już coś podjadam to najczęściej są to lokalne owoce. Nie jestem całe szczęście zwolennikiem słodyczy i ciasteczek. Jednak jeżeli jest to jakiś polecany lokalny produkt lub wyjątkowe dzieło cukiernicze to czasami się skuszę, chociaż częściej wystarczy mi kęs na spróbowanie od kogoś życzliwego.

  6. Cały dzień zawsze pod ręką mam butelkę wody- jeżeli się dużo rusza to wody trzeba wypijać więcej. O tym nigdy nie można zapomnieć z prostej przyczyny. Jeżeli się odwodnicie to momentalnie spanie wam samopoczucie i będzie boleć was głowa. Widziałem już te efekty wiele razy. A złe samopoczucie to ostatnia rzecz o jaką nam chodzi na wyjazdach. Uważajcie na słodkie napoje. Jeżeli macie ochotę to dołączajcie je raczej jako deser do posiłku. Popijając cały dzień soki dostarcza się naprawdę duże ilości cukrów, które nie sycą. Raczej powodują chęć na więcej. I nie ma możliwości aby taką ilość energii spożytkować np: chodzeniem. Natomiast jeżeli wieczorem macie ochotę zrelaksować się przy jakiejś formie alkoholowego napoju zwróćcie uwagę aby kolacja była niezbyt obfita, ponieważ alkohol jest źródłem dużej ilości kalorii. Więc sprawdzi się jako dopełnienie do kolacji.

 

Każdy wyjazd wygląda inaczej i to jest w nich najpiękniejsze. Więc często trzymanie się kurczowo swoich zasad może powodować negatywne uczucia lub nawet niechęć do wyjazdów (sytuacja “kolejny raz nie byłem w stanie utrzymać moich zaleceń dietetycznych… będę teraz grubaskiem…”). Takie podejście rodzi stres, a wyjazdy mają na celu jego redukcję. Pozwólcie sobie na więcej. Dajcie na luz. Dbajcie o dużo ruchu na każdej płaszczyźnie (szczególnie po zgaszeniu światła “if you knew what I mean” 😉 ).

Pamiętajcie – nic bardziej nie kształci i rozwija niż wyjazdy. Jednak w stresie nic z nich nie wyciągniecie. Dobre jedzenie jest dodatkiem do miejsca i chwili, która już nie wróci. Chwytajcie dzień!