Nasza wewnętrzna komunikacja to hormony. Zadaniem hormonów jest dostarczenie informacji. Posłańcy. Wiecie, że ze starogreckiego ὁρμάω hormao – oznacza rzucam się naprzód, pędzę. Możecie sobie wyobrazić teraz, że kortyzol to taka wiadomość, w której jest napisane „spier… jak najszybciej”. Wiadomością tą momentalnie są spamowane wszystkie skrzynki pocztowe tkanek naszego organizmu. Kierujemy się tymi informacjami. Dobrze obrazuje to przykład łososia pacyficznego, który ma tak wysokie poziomy hormonów stresu, że z oceanu wpływa do małych strumieni, by zapłodnić samice na tarle i z powodu koktajlu tych właśnie hormonów umrzeć… zostawiając wcześniej swój materiał genetyczny.
W świecie większości kręgowców przez miliony lat, stresor i odpowiedź stresowa były wywoływane głównie czynnikami zewnętrznymi. Jest to typowa odpowiedź dla wszystkich zwierząt, w tym nas. Tak było do momentu pojawienia się naszych dalszych przodków czyli małp naczelnych. Zresztą nie potrzeba tutaj żadnych testów genetycznych aby to potwierdzić. Widzieliście kiedyś małego orangutana? Jego oczy są zdumiewająco podobne do ludzkich, mają nawet takie same uszy jak my! Czyli dwa organy do przekazywania emocji. Znaczne podobieństwa widać również pomiędzy nami a innymi małpami naczelnymi. Na przykład długowieczność, życie w stabilnych grupach społecznych o zindywidualizowanych relacjach, w których siła więzi społecznych ma wpływ na hierarchię i strukturę społeczną.
Sprawa zaczyna wyglądać zgoła inaczej, gdy przyglądamy się różnicom wynikającymi z interpretacji bodźca stresowego u naczelnych i u ludzi. W naszym przypadku całą kaskadę reakcji stresowych może uruchamiać… środowisko społeczne!
Pojawiające się elementy depresji, lęku i niepokoju są często wynikiem psychospełecznego chronicznego stresu. Zbudowany on jest na zrębach braku kontroli, braku przewidywalności, braku adaptacyjnych mechanizmów radzenia sobie czy braku wsparcia społecznego. W efekcie dochodzi do depresji i zaburzeń lękowych związanych z chronicznym obciążeniem i dysregulacją układu stresowego. Depresja związana jest ze stale podwyższonymi poziomami hormonów stresu lub ogłuchłym na ich działanie układem oraz brakiem nadziei na przyszłość. Natomiast lęk i niepokój są związane z nadaktywnością układu odpowiedzialnego za pobudzenie organizmu oraz nieumiejętnością trafnej oceny sytuacji.
W tym wypadku podobieństwa z innymi naczelnymi zaczynają się rozjeżdżać. Możemy odczuwać smutek związany ze śmiercią kogoś na drugim końcu świata lub niepokój związany z decyzją przełożonego w pracy. Te impulsy nie wpisują się w definicję stresora rozumianego w kontekście innych kręgowców. Nie zmuszają one do natychmiastowej reakcji.
Wyjaśnienia możemy szukać w zrozumieniu podejścia behawioralno-poznawczego. Zaburzenia zdrowia psychicznego spowodowane traumatycznym zdarzeniem, które nie dzieje się w danym momencie, a nadal promieniuje jak ból drzazgi wbitej w stopę podczas chodzenia na boska po świeżych deskach. Celem terapii w takim przypadku jest odstawienie leków przeciwbólowych, a skupieniu się na wyjęciu drzazgi z nogi. Tabletka jest prosta i szybka, natomiast wyciągnięcie głębokiej drzazgi bywa bolesne i długotrwałe. Pamiętam jak w młodości mama dłubała mi w spuchniętej stopie igłą i pęsetą starając się zlokalizować mały zadzior w stopie, z którym biegałem przez pół dnia. Opisując to bardziej obrazowo – w odróżnieniu od innych kręgowców łatwiej wchodzą nam drzazgi w stopy. Lecz jak to zrobić, żeby móc chodzić bez obawy o kolejną ranę?
Co więc różni nas od zwierząt?
Wbrew pozorom nie jest to tak oczywista odpowiedź. Okazuje się, że mamy więcej wspólnego niż różnic. Gdzie więc przebiega granica? Co odróżnia orangutana, od pana Jana czy mr. Smitha? Bardziej rozwinięte mózgi? Świadomość?
Okazuje się, że jedną z niesamowitych umiejętności odróżniającą nas od zwierząt jest umiejętność organizacji większych grup niż 120-150 jednostek. Dzięki tej umiejętności byliśmy w stanie rozwijać się w społecznościach, w których od środka zaczął narastać stres psychospołeczny, pojawiający się w momencie gdy poczujemy zagrożenie (prawdziwe lub wyimaginowane) dla naszego statusu, szacunku i akceptacji w grupie; zagrożenie dla naszych własnych wartości; lub uczucie braku kontroli nad daną społeczną sytuacją. Od tysięcy lat silnymi stresorami psychospołecznymi mogącymi prowadzić do rozwoju zaburzeń psychicznych były rozwody, śmierć dziecka, przedłużająca się choroba, niechciana zmiana miejsca zamieszkania, katastrofa naturalna, utrata pracy. Teraz stresorami takimi może być komentarz zostawiony przez nieznajomą osobę pod postem lub pojedyncza uwaga na temat wyglądu. Stres psychospołeczny towarzyszy nam praktycznie od początku naszego istnienia, jednak nikt nie przewidział momentu spopularyzowania facebooka, instagrama i ciasteczek oreo oraz codziennych promocji na pyszną czekoladę nadziewaną masą nugat. Podłoże jest takie samo – świat zmienił się zbyt szybko, aby żywiące się przez miliony lat figami hominidy zdążyły się dostosować [5].
Czasami przyglądając się osobom w miastach pędzącym gdzieś wiecznie czy czytając komentarze w internecie pod różnymi wpisami, filmami, wiadomościami mam wrażenie, że wszystkim brakuje odrobiny spokoju. Oddechu równowagi. Zastanawiam się wtedy czemu nasz gatunek wybiera taką drogę, pełną samonapędzającego się kołowrotka wiecznego stresu. Dlaczego tak ciągnie nas do stresogennego środowiska, powodującego, że wiele osób zanim zachoruje przez lata czuje się chora każdego dnia?
Stres jak już wspomnieliśmy to pojęcie parasolowe opisujące szereg reakcji na dany bodziec. Podobnie jak w przypadku aktywności fizycznej, do której odnosi się wiele zajęć, które potrafimy nazwać: ogrodnictwo, sprzątanie, chodzenie, wchodzenie po schodach, bieganie, pływanie, gra w golfa… W związku z czym aktywność fizyczną możemy precyzyjnie określić danym pojęciem np. “Idę się przejść”. Stresem opisujemy wypadek drogowy, wyjście z domu bez ubrania, rozwód po wielu latach małżeństwa, czy pojawienie się dietetyka na imprezie urodzinowej z ogromnym kremowym tortem i słodkimi napojami. Co więcej zwróćcie uwagę, że nawet jedynie fantazjując na ten temat możemy podnieść sobie ciśnienie.
Ciężko jest nam rozróżnić konkretną reakcję stresową jedną od drugiej. Brakuje nam do tego precyzyjnych pojęć. Zrozumienie oznacza nazwanie, oflagowanie, a to przekłada się na trafniejszą komunikację, która skutkuje mniejszą ilością niedomówień. Gdzie pojawia się najwięcej niedomówień? Pewnie będziecie zaskoczeni, ale najwięcej ich pojawia się w wewnętrznym dialogu. Pojawia się skomplikowana relacja pracodawca-pracownik w jednej osobie! “Wstań z łóżka i zabierz się do pracy -mówi pracodawca. Nie, zostań w nim jeszcze trochę i olej resztę – odpowiada pracownik”, “Na kolację zjedz sałatkę aby dbać o zdrowie – krzyczy pracodawca. Przestań, olej sałatkę, tutaj masz pyszny kawałek sernika, po ciężkim dniu zasługujesz – odpowiada pracownik” i tak dalej, i tak dalej, przez cały dzień. Warto więc zacząć od początku czyli od samozrozumienia i precyzyjnej komunikacji ze sobą. Jeżeli w tym miejscu uda się zlikwidować ryzyko niedomówień to wykonacie właśnie przeskok cywilizacyjny. Pracownik i pracodawca zostaną partnerami.
Jeżeli fantazje przeniesiemy do sytuacji codziennych to mogę czuć, że podczas rozmowy z daną osobą podnosi mi się ciśnienie, serce mocniej bije a ręce robią się wilgotne. Zadaje sobie pytanie, czy chcę kontynuować tą rozmowę? Czy faktycznie słucham potrzeb drugiej osoby ukrytych pod wypowiadanymi słowami? Czy może rozpocząłem już znany mi dobrze teatrzyk, który dzieje się bez udziału mojej woli?
Brak precyzyjnej komunikacji dodatkowo jeszcze zaostrza stres. Nie rozumiejąc potrzeb rozmówcy odebieram je przeważnie jako coś zupełnie innego niż faktycznie rozmówca chce mi przekazać. Precyzyjniejszy język pozwala na efektywniejszą komunikację!
O ile przestrzeganie norm społecznych gasiło niepotrzebne napięcia związane z aktywnością jednostki, o tyle współcześnie, mam wrażenie, że bycie pod presją jest celem samym w sobie dla wielu osób. Niezliczona ilość możliwości samorealizacji, w konsekwencji prowadzi do podejmowania zbyt wielu działań. W tygodniu praca, w weekendy szkoła, wieczorami dodatkowe projekty, a jeszcze obowiązki związane z dbaniem o siebie, o rodzinę o dom i relacje. Wpadając w wir trudno z niego się wydostać. Bycie pod presją, czyli bycie w napięciu. Też doświadczałem takich stanów dlatego rozumiem, że sam stres psychologiczny z łatwością mógłby być rozróżniony na rozmaite pojęcia. Życie pod presją, w ciągłym biegu powoduje w efekcie, że celem staje się unikanie stresu… Który sami generujemy! Dobrze jest wiedzieć czego nie chcemy, lecz to wcale nie oznacza, że przybliżamy się do tego co chcemy.
– Nie chcę aby dzieci rozrabiały – powiedział dyrektor szkoły
-To je zabij – odpowiedział psycholog – Badania naukowe jasno potwierdzają, że martwe dzieci nie rozrabiają.
dr. Marshall Rosenberg, twórca modelu Porozumienia bez Przemocy.
Zamiast zastanawiać się czego nie chcesz, zadaj pytanie:
-Co chcę?
Odpowiedź jest zaskakująco prosta, uniwersalna dla wszystkich!
-Chcę być szczęśliwy_a!!!
Przeszukując wyniki badań w Pubmedzie (czyli wyszukiwarce wysokiej jakości prac naukowych), osłupiałem?! Do 2022 roku zostało opublikowanych 259,687 prac naukowych z użyciem słowa “stress” w tytule (mówię o artykułach naukowych dobrej jakości, nie wspominając o wszystkich wpisach popularnonaukowych). Co ze szczęściem?
Postanowiłem zgłębić temat radości jako antonimu stresu. Okazało się, że trudno w tym wypadku o tak obszerną literaturę. Do roku 2022 zostało opublikowanych, uwaga… 748 prac ze słowem “joy” (ang. radość) w tytule! Szczęście[1]? 1,912 artykułów ze słowem happiness w tytule…
Wszystkich prac, w których pojawia się słowo stres po angielsku było 1,120,943. czyli ponad milion. Sam Hans Selye za swojego życia opublikował ponad 1400 artykułów oraz 30 książek na ten temat. Na temat szczęścia 20,352 i radości zaledwie 6,193. To trochę tak, jakbyśmy skupiali się na mrówce nie widząc słonia. Chcemy być szczęśliwi, a skupiamy uwagę na wszystkim co nas oddala od tego stanu.
Wystarczy przejrzeć nagłówki z wszelkich portali informacyjnych. Ot czasem trafi się coś miłego, ale zdecydowana większość jest krzykliwa, straszna i przerażająca. Sam zauważyłem, że wystarczy krzykliwy post z nagłówkiem “Cukier zabija” aby zgarnąć niezliczoną ilość serduszek i kciuków. Potwierdzają to również badania, w serii eksperymentów psychologowie Daniel Kahneman i Amos Tversky wykazali, że jeżeli zysk i strata będą tej samej wielkości np 100zł to bardziej będziemy odczuwali ukłucie straty niż zysk o takiej samej wysokości. „Ból jest pilniejszy niż przyjemność”, napisali we przełomowym artykule z 1991 roku, który pomogła Kahnemanowi zdobyć nagrodę Nobla.
Tak jesteśmy skonstruowani, dobrze wiedzą to też specjaliści od mediów. Potrafią przykuć naszą uwagę. Wykorzystują typowy, pierwotny mechanizm – chcę wiedzieć co może mi zagrażać, żeby tego uniknąć. Nieświadomie jesteśmy zmanipulowani, kierowani jak owieczki… Może więc czas się od tego uwolnić? Może to jest…
[1] Szczęście z ang. happiness